piątek, 5 lipca 2013

32: Koniec


Rozdział 32
Wstałam. Praktycznie nie wiem jak to się stało, że obudziłam się we własnym łóżku. Obok spał Łukasz, był cały w różowych odciskach ust. Spojrzałam na niego i próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z tego ślubu. Jedyne co można powiedzieć to to, że Niemcy i Polacy razem umieją się bardzo dobrze bawić. Poszłam do kuchni. Przejechałam ręką po drzwiach i zawróciłam do pokoju Marcysi. Delikatnie zapukałam i weszłam do środka. Na łóżku były trzy osoby. Wojtek, Mario i Marcysia. Chwilę ogarniania obrazka przede mną i wybuchnięcie perlistym śmiechem nie było najlepszym pomysłem. Wszyscy wstali na baczność. Wyszłam z pokoju z wielkim uśmiechem na twarzy. Po śniadaniu siedzieliśmy jeszcze chwilę w kuchni. W końcu Wojtek wyszedł i po kilkunastu minutach ciągnąć za sobą wielką walizkę kierował się do wyjścia.
-Dzięki za gościnę. Mam nadzieje, że się jeszcze kiedyś zobaczymy. No i trzymajcie się- uśmiechnął ujmującym sposobem i poszedł do drzwi. Marcysia szła za nim.
-Dobrze, że wszystko się wyjaśniło- uśmiechnęła się do niego.
-Też się cieszę, jak będziesz chciała jeszcze kiedyś przez niego płakać, to dzwoń do mnie, przemówię my do rozumu.- przytulił dziewczynę.
-Okej, jak dolecisz to zadzwoń czy wszystko okej- pocałowała go w policzek, zamknęła za nim drzwi i wróciła do nas. Tak jak można było przepuszczać. Zakochana para nawet po wielkiej kłótni się pogodzi i to w ich przypadku bardzo dobrze się sprawdzało. Wszystko sobie wyjaśnili i dalej gruchali jak gołąbki.

*kilka dni później*
Zerwałam się z łóżka. Znowu mi niedobrze. Pobiegłam do łazienki, obmyłam twarz zimną wodą i wróciłam do łóżka. Łukasz leżał na łóżku z uśmiechem na twarzy, a obok szafy stała wielka walizka z logiem klubu i trochę mniejsza obok. 
-Cześć mój skarbie!- powiedział i wyszczerzył się. 
-Hej- cmoknęłam go w policzek. 
-Nie chce jechać.- powiedział i złapał moje dłonie. Jego ciepło, którym zawsze wszystkich obdarowywał delikatnie przechodziło do mnie. 
-Wrócisz za trzy dni- szepnęłam 
-Wrócę- zaznaczył i przytulił się do mnie. Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki. I przypomniałam sobie jak się spotkaliśmy. Jak pierwszy raz weszłam na stadion i go zobaczyłam. Wcisnęłam głowę w jego tors. 
-Musimy jechać- przerwał nam Reus, wchodząc do pokoju. -Kamila, potem ty weźmiesz mój samochód. Ok?- spytał. Pokiwałam głową. Ruszyliśmy. Jechałam ja, Daria, Łukasz i Marco. Dojechaliśmy na stadion. Zebraliśmy się w stałym punkcie. Trener stał i omawiał coś z kierowcą. 
-Chłopcy mam złą wiadomość.- powiedział- Będziemy musieli jechać czterema małymi autokarami.
-Trenerze!- krzyknęli niezadowoleni. 
-No, nie moja wina, że wielki gruchot się rozwalił.- powiedział. -Kamila pomożesz mi ich rozdzielić, prawda?- spojrzał się na mnie i wręczył mi listę. 
-No to pierwszym autokarem pojadą Roman, Mitchell, Zlatan, Marc, Neven, Mats, Oliver, Chris, Patrick, Felipe, Marcel, Sebastian, Robert. Drugi to Moritz, Łukasz, Marco, Mario, Kuba i lekarze. Trzeci Sven, Illkay, Ivan, Kevin, Mustafa, Marvin, Leonardo, Julian i masażyści. Ostatni jest tylko dla trenerów, sztabu szkoleniowego i sponsorów.- zaznaczyłam kto jest w jakim autokarze i oddałam listę. Podeszłam do Łukasza i wspięłam się na palce, żeby go pocałować. 
-Kocham Cię- szepnął, zawinął rękę na moich biodrach i mocno mnie pocałował. 
-Ja Ciebie też.- uśmiechnęłam się do niego. Wróciłam do Kasi i Marcysi. Widziałyśmy jak cztery autokary odjeżdżają spokojnie z parkingu. Jak głupie machałyśmy im chwilę i zaczęłyśmy się zbierać do powrotu do domu. Wsiadłam do samochodu Marco i odpaliłam. Cichy pomruk silnika spowodował, że poczułam się nieswojo w tak dobrym aucie. Wyjechałam na drogę prowadzącą do domu. Daria coś do mnie mówiła, ale ja myślałam nad tym, żeby bezpiecznie dojechać do domu i nad swoim samopoczuciem. 
-Kamila jestem w ciąży.- powiedziała. Spojrzałam na nią. 
-Co? Jak to? 
-Trzeci miesiąc. Ciąża. Nie wiem jak to, po prostu- cały czas na nią patrzyłam. -Kamila! Stój!- wrzasnęła. Szybko nacisnęłam pedał hamulca i wyhamowałam kilka centymetrów przed samochodem przed nami.
-Przepraszam- powiedziałam cicho i ruszyłam znowu. W kilka minut dojechałyśmy do domu. Usiadłam na kanapie. Zakryłam twarz dłońmi.
-Kamila co się stało?- spytała Kasia siadając obok mnie. 
-Coś jest nie tak z moim zdrowiem.- powiedziałam cicho i przytuliłam się do niej. 
-To tylko stres kochanie!- odgarnęła kosmyki włosów. Włączyłam telewizję. Leciały jakieś wiadomości. Potem miał być Borussia.tv i  pokazane jak jadą w autokarach.  Siedziałam skulona, kiedy zaczął się program. Kilka wywiadów z zeszłego tygodnia, skróty meczów i w końcu autokary. Jechali dosyć szybko. Cztery małe autokary jechały przez autostradę za sobą. Nagle jeden zachwiał się w lewo i przejechał przez barierki wpadając w rów wypełniony drzewami, krzewami i jakąś inną roślinnością. Krzyknęłam.
-Matko! Który to był autokar!- trzęsłam się. Przerwali transmisję. Dziewczyny stały za mną. Ania i Agata też tam były. Złapałam telefon, wykręciłam numer do Łukasza.
jeden sygnał..... drugi sygnał....... trzeci sygnał..... Tutaj poczta głosowa, proszę zostawić wiadomość. Kolejna próba, ale z takim samym efektem. Kilkadziesiąt prób. Ania zadzwoniła do Roberta. On odebrał. Tak to drugi autokar. Cholera, cała nasza piątka tam była. Zaczęłam płakać. Dziewczyny też. 
-To przeze mnie, ja ich rozsadzałam.- krzyknęłam. 
-Kamila!- zaciągnęła Marcysia i położyła rękę na moim barku.. Siedziałyśmy jeszcze chwilę jak opętane. 
-Co mamy zrobić?- spytała drżącym głosem Agata. 
-Musimy do nich jechać.- powiedziałam
-Ale nawet nie wiemy gdzie są. - dopowiedziała Kasia. Usłyszałam dźwięk telefonów, Kasi, Marcysi i Agaty. Mój był cicho. Odebrały w tym samym momencie. Chwilę rozmawiały. Nie chciałam słuchać o czym,  skupiłam się na swoim telefonie. 
-Moritzowi nic nie jest, wsiadł do autokaru z trenerami i pojechał na miejsce, żeby tam poczekać na resztę.- powiedziała Kasia. 
-Mario jedzie z Marco do szpitala. Nic im nie jest, ale nie wiedzą co z resztą.- dodała Marcysia. 
-A Kuba?- spytała błagalnie Agata 
-Mówię, oni nie wiedzą co z resztą.- dodała. Nagle mój telefon zadzwonił. Odebrałam. 
-Halo? 
-Kamila. Łukasz jest w szpitalu w Witten. Kuba jest z nim-powiedział Jurgen i się rozłączył. 
Siedziałam cicho. Najgorsze przeczucia, ale co ja miałam wtedy myśleć. Widziałam wypadek własnego narzeczonego. Powiedziałam Agacie, że są obydwoje w szpitalu. Wzięłyśmy taxi i jechałyśmy. Płakałam, ona też. Przez godzinę drogi nakręcałyśmy się na płacz jeszcze bardziej. W końcu dojechaliśmy. Taksówkarz powiedział, że mamy się do niego odezwać jak ochłoniemy, a za podwózkę chce tylko biletu na mecz. Wbiegłam do szpitala. Kuba siedział na korytarzu trzymał na ręce wielki bandaż. Agata do niego podbiegła i zaczęła go przytulać. Szukałam Łukasza. Czekałam, aż wyjdzie zza jakiegoś rogu, uśmiechnie się i powie "Kamila? Co tu robisz?", ale nikt nie wychodził, nie było go. Kuba wymusił radość na mój widok, ale w jego oczach był widać smutek. 
-Gdzie jest Łukasz?- wrzasnęłam. 
-Pani Kamila?- spytał lekarz
-Tak, to ja- powiedziałam dygocząc. 
-Pan Łukasz ma przebitą stopę. W najgorszym przypadku nie będzie mógł chodzić. Ma kilka ran ciętych, kilka zadrapań i pęknięte żebro. Siedział w najgorszym miejscu. Podaliśmy środki usypiające, żeby nie cierpiał.- wypowiedział 
-Mogę do niego wejść?- spytałam 
-Tak, Tylko pan Łukasz jest strasznie słaby i nie wiadomo czy się obudzi- lekarz powiedział to bez emocji. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać, weszłam do sali. Leżał na łóżku, taki bezbronny, nieświadomy, a może świadomy. Poobijany. Podeszłam do niego i złapałam go za dłoń. To ciepło, którym wszystkim obdarowywał, zniknęło. Nie ma. Po prostu leży i nic. 
-Przepraszam kochanie, to moja wina. To ja Cię tam posadziłam- łzy spłynęły po moim policzku.- To przeze mnie nie będziesz mógł chodzić. Matko tak bardzo Cię przepraszam. Wszystko Co robię zawsze źle się kończy. Przynoszę Ci pecha. Nie chciałam.- wyłam i ocierałam łzy z policzków. Usłyszałam dzwonek telefonu. 
-Halo?
-Cześć Kamila, Tu Ewa. Co z Łukaszem?- spytała 
-Hej. Wiesz podobno źle. Jestem u niego, ale nic do mnie nie dociera. Nic nie mogę sobie przypomnieć.-żaliłam się. 
-Kamila. Trzymaj się. Będzie dobrze, ten gnojek ma szczęście. Zadzwonię później jeszcze.-pożegnała się i rozłączył. Zostałam z nim sam na sam. Widziałam jak powoli, z trudem podnosi klatkę piersiową. Ta cała aparatura do niego podłączona, raziła. Przejechałam palcem po jego policzku. 
-Kocham Cię.- szepnęłam, zacisnęłam wargi. Siedziałam u niego. Patrzyłam jak powoli przywołuje do siebie  życie. Agata weszła do sali. 
-Kamila, chcesz coś do jedzenia? Siedzisz tu już pięć godzin bez niczego. 
-Mam jego.- powiedziałam 
-Kamila- powiedziała matczynym głosem. 
-Na razie mi wystarczy. Nie mogę go zostawić. To moja wina, rozumiesz?! 
-To nie jest Twoja wina
-Ja go wpisałam w ten autokar
-Robiłaś to z listy- broniła mnie przed samą sobą. 
-To i tak moja wina.- oparłam się o ścinę.
Spojrzałam na zegarek. Dokładnie była 22.02. Spojrzałam na niego. Przejechałam ręką po jego policzku. Wtedy delikatnie otworzył oczy. 
-Kamila-szepnął- nie mogę się ruszyć- zakryłam usta dłonią. Co mam mu teraz powiedzieć, "Tak wiem kochanie, już nie wrócisz do swojego zawodu, bo najprawdopodobniej nie będziesz chodzić?!" 
-Zawołam lekarzy- jęknęłam. Cały szpital praktycznie wszedł i sprawdzał stan jego nogi, kręgosłupa i rąk. Biedny chłopak nie wiedział co się dzieje. Nikt nie wiedział. Modliłam się, żeby wszystko się udało.
_________________________________________________

To chyba ostatni rozdział na tym blogu. Kończę z pisaniem. Pewnie spytacie dlaczego? Ponieważ wiem, że piszę słabo, a nie chcę zmuszać kogokolwiek do czytania słabych wypocin. Może będę tworzyć coś w zeszytach, ale raczej nie wyjdzie to na zewnątrz. Oczywiście dodam jeszcze epilog, który definitywnie zakończy ten blog. Mam nadzieje, że taka historia was nie zmęczyła, bo może była banalna.
No cóż.. zostawię na później wzruszające teksty.
Holiwood. xx 


Mario w Bayernie, a mi pęka serce </3 
Piszczu zdrowiej :** 




1 komentarz: