Rozdział 31
Poszłam do sypialni, Łukasz leżał i przeglądał jakąś książkę. -Dziecko Kuby- przerwałam, a on podniósł się i na mnie spojrzał- ma się dobrze! Jest zdrowe i silne, po ojcu- wyszczerzyłam się. Chłopak odetchnął z ulgą, w końcu to dziecko jego przyjaciela. Położyłam się obok niego, a on pocałował mnie w czoło. Wiedział, że to lubię i za każdym razem to wykorzystywał. -Wiesz może na jakiej zasadzie Wojtek tu przyjechał- zapytałam znienacka. -W jakim sensie na jakiej zasadzie?- odgarnął moje włosy z twarzy- No, że jak mu się udało tu przyjechać, przecież sezon się nie skończył - A no to, Wojtek miał kontuzję jakąś i nie grał chwilę i dwa tygodnie ma jeszcze zwolnienie i chyba wziął wolne- odpowiedział Piszczu. -Myślisz, że on idzie z Marcysią na ślub Kasi?- przejechałam palcem po torsie mojego narzeczonego. -Chyba tak- uśmiechnął się.
**
Marcysia weszła do domu wpychając walizkę z dosyć dużą siłą, za nią szedł Wojtek. Tak odkąd przyjechali do nas trzy tygodnie temu, tydzień byli u nas i później dwa tygodnie w Londynie. Związek na walizkach. -Hej- powiedziałam wychylając się z kuchni. -Siema- warknęła Marcysia
Poszłam do sypialni, Łukasz leżał i przeglądał jakąś książkę. -Dziecko Kuby- przerwałam, a on podniósł się i na mnie spojrzał- ma się dobrze! Jest zdrowe i silne, po ojcu- wyszczerzyłam się. Chłopak odetchnął z ulgą, w końcu to dziecko jego przyjaciela. Położyłam się obok niego, a on pocałował mnie w czoło. Wiedział, że to lubię i za każdym razem to wykorzystywał. -Wiesz może na jakiej zasadzie Wojtek tu przyjechał- zapytałam znienacka. -W jakim sensie na jakiej zasadzie?- odgarnął moje włosy z twarzy- No, że jak mu się udało tu przyjechać, przecież sezon się nie skończył - A no to, Wojtek miał kontuzję jakąś i nie grał chwilę i dwa tygodnie ma jeszcze zwolnienie i chyba wziął wolne- odpowiedział Piszczu. -Myślisz, że on idzie z Marcysią na ślub Kasi?- przejechałam palcem po torsie mojego narzeczonego. -Chyba tak- uśmiechnął się.
**
Marcysia weszła do domu wpychając walizkę z dosyć dużą siłą, za nią szedł Wojtek. Tak odkąd przyjechali do nas trzy tygodnie temu, tydzień byli u nas i później dwa tygodnie w Londynie. Związek na walizkach. -Hej- powiedziałam wychylając się z kuchni. -Siema- warknęła Marcysia
-Co się stało?- spojrzałam na nią -Nic, po prostu Mario mnie denerwuje znowu zaczął do mnie wydzwaniać, on nie zrozumie, że chce sobie ułożyć życie?- spojrzała na mnie. -Wiesz, może trudno mu się z tym pogodzić- odpowiedziałam. -Chyba go nie bronisz?- spojrzałam błagalnie na Wojtka.- Nie, nie bronię. Chciałam Ci humor poprawić- uśmiechnęłam się. -Nie wyszło- wywróciła oczami i poszła do pokoju. -Przygotowany na ślub Moritza?- spojrzałam na Szczęsnego, a on usiadł przy wysepce. -Chyba tak- odpowiedział. -chyba?- włożyłam talerze do szafki - Bo ten ślub jest jutro o szesnastej tak?- zapytał -W kościele, msza się zaczyna o szesnastej- powtórzyłam - To raczej gotowy, idę do Marcysi- uśmiechnął się i pociągnął za sobą dwie walizki. Zadzwoniłam do Kasi. -Jak przygotowania?- spytała -Wszystko gotowe, teraz leżę w łóżku i odpoczywam przed jutrem- powiedziała z podekscytowaniem w głosie. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, skończyłyśmy, kiedy Łukasz miał wychodzić na trening, podszedł do mnie. -Nie chcesz ze mną jechać?- zawinął ręce na moich biodrach i delikatnie pocałował w policzek. -Chętnie-uśmiechnęłam się do niego. -Będzie Santana- odsunął się ode mnie.- To z nim porozmawiam- odwróciłam się do niego. W jego oczach malował się trochę dziwny obraz. Jakby bał się, że zaraz się obudzi i nie będzie wiedział gdzie jest. Poszłam do sypialni i wzięłam torebkę. Odkąd Marco z nami mieszkał nasze mieszkanie wyglądało jak bar dla piłkarzy. Codziennie o dwunastej wychodziła stąd chmara podobnie ubranych, z wielkimi torbami na ramieniu, mężczyźni w dobrych humorach. Zamknęłam drzwi i Łukasz złapał mnie za rękę. Robił to często, ale teraz przeszły mnie dreszcze i rozlało się miłe uczucie, które skutkowało bladym rumieńcem na twarzy. -Wyglądasz słodko jak się zawstydzasz- powiedział i delikatnie pocałował. Zeszliśmy na dół i po kilkunastu minutach przetransportowaliśmy się na stadion. Szłam z nim przez chwilę, potem on poszedł się przebrać, a ja ruszyłam w kierunku murawy. Sztab szkoleniowy siedział na ławkach i coś omawiali. -Dzień dobry- przywitałam się z nimi i usiadłam na trybunach. Trening się zaczął. Na początku dziesięć kółek. Za każdym razem jak przebiegali w grupie przede mną, każdy robił jakąś głupia minę, że nie mogłam powstrzymać uśmiechów. Marco wystawiał język, Kuba wyciągał uszy i otwierał buzię, Piszczu wysyłał buziaki, Robert udawał, że się przewraca, Moritz robił szpagat w powietrzu, Roman rzucał się na murawę, Kevin otwierał oczy i naciskał na nos. Jedynie Mario biegał za nimi wszystkimi przykładając się do każdego kółka, aby było perfekcyjnie okrągłe i żeby przebiegać w jak najlepszym stylu, ale widać po nim było, że jest w złym stanie. Rozegrali mecz, podania, dryblingi i koniec treningu.Stanęłam przy szatni. Powoli wszyscy wychodzili. W końcu wyszedł Santana i za nim Łukasz.
-Hej, Felipie- zaczęłam- Chciałam z Tobą pogadać- uśmiechnęłam się do niego, a on przeszedł na moją prawą stronę. -No więc?- spojrzał na mnie i na Łukasza- Pamiętasz jak kiedyś..- próbowałam przeciągnąć- W tedy co Cię pocałowałem. To po pierwsze nie wiedziałem, że jesteś z Piszczkiem, a po drugie to był zakład- wytłumaczył się - Zakład?- warknął Łukasz -Stary uspokój się, wiesz polka w Niemczech to jakieś trofeum- odsunął się od nas. -Łukasz chodź- pociągnęłam go za ramię, chłopak wyglądał jakby miał zaraz swojego kolegę rozszarpać.
***
Obudziłam się o dziewiątej. Poszłam do łazienki zrobić szybki makijaż, przebrałam się w dres, złapałam sukienkę i pobiegłam do samochodu. Po kilku minutach dojeżdżałam już do domu Moritza. Otworzyła mi Kasia z wałkami na głowie. -Jak zawsze perfekcyjna- zaśmiałam się, a ona dała mi sójkę w bok. Po kilku godzinach przyjechała do nas Marcysia, Daria i Patrycja. Przygotowywałyśmy się do ślubu powoli, ale starannie. Około trzynastej byłyśmy już gotowe. Siedziałyśmy chwilę, Kasia zaczęła się denerwować, więc zaczęłyśmy ją rozśmieszać i powoli ciśnienie z niej opadało. Około piętnaste pojechałyśmy do kościoła. Ślub się powoli zaczynał. Weszłam do środka. Leo był światkiem od pana młodego. Przywitałam się z nim i stanęłam na swoim miejscu. Kościół był już wypełniony po same brzegi. Mo stał obok swojego przyjaciela i delikatnie się trząsł. Próbowałam wysłać mu miły uśmiech, ale chłopak był skoncentrowany na wejściu. W końcu zagrał marsz weselny i przez długi korytarz przeszła Kasia w pięknej sukni. Po jakimś czasie ksiądz zaczął mówić długie regułki, a w odpowiedziach usłyszał Tak. Wyszliśmy z kaplicy po prawie dwóch godzinach. Pojechaliśmy na salę. Najpierw pierwszy taniec młodej pary, potem świadkowie i pełno zabawy. W końcu usiadłam z Łukaszem przy stole. Obok nas siedziała Marcysia z Wojtkiem. Wyszliśmy na parkiet w czwórkę. Zaczęłam powoli kołysać się z Łukaszem. Odwróciłam się i przy drzwiach zobaczyłam Mario z Anną. Dziewczyna była w bardzo obcisłej sukience i miała zaokrąglony brzuch. Cały czas kleiła się do Gotzego. Jemu to nie pasowało, ale nie chciał tego pokazać. Modliłam się tylko, żeby Marcysia tego nie zobaczyła. Spojrzałam na nią. Wojtek wychylił się za nią, powiedział jej coś na ucho, wychylił ją i pocałował. Dziewczyna zaczęła się śmiać, a Mario dostawał szału. Właśnie o to im chyba chodziło. Skończyły się piosenki, a my usiedliśmy przy stole. Marcysia pociągnęła Wojtka za sobą i poszli gdzieś. Mario poszedł za nimi, a Ann podreptała za nim jak mały piesek za nowym właścicielem.
__________________________________
Jeszcze kilka rozdziałów i się żegnamy :) Przepraszam, że długo nie pisałam, ale mam czas dopiero teraz i jestem chora, więc nie wyszło tak jakbym chciała :C Wybaczcie liczne błędy i powtórzenia, ale jestem tak chora, że nie ogarniam jak się co piszę i nie mam siły czytać tego kilka razy. Poprawię się :)
Jestem dumna z LM :) Było bardzo dobrze panowie, teraz odpoczywajcie!
-Hej, Felipie- zaczęłam- Chciałam z Tobą pogadać- uśmiechnęłam się do niego, a on przeszedł na moją prawą stronę. -No więc?- spojrzał na mnie i na Łukasza- Pamiętasz jak kiedyś..- próbowałam przeciągnąć- W tedy co Cię pocałowałem. To po pierwsze nie wiedziałem, że jesteś z Piszczkiem, a po drugie to był zakład- wytłumaczył się - Zakład?- warknął Łukasz -Stary uspokój się, wiesz polka w Niemczech to jakieś trofeum- odsunął się od nas. -Łukasz chodź- pociągnęłam go za ramię, chłopak wyglądał jakby miał zaraz swojego kolegę rozszarpać.
***
Obudziłam się o dziewiątej. Poszłam do łazienki zrobić szybki makijaż, przebrałam się w dres, złapałam sukienkę i pobiegłam do samochodu. Po kilku minutach dojeżdżałam już do domu Moritza. Otworzyła mi Kasia z wałkami na głowie. -Jak zawsze perfekcyjna- zaśmiałam się, a ona dała mi sójkę w bok. Po kilku godzinach przyjechała do nas Marcysia, Daria i Patrycja. Przygotowywałyśmy się do ślubu powoli, ale starannie. Około trzynastej byłyśmy już gotowe. Siedziałyśmy chwilę, Kasia zaczęła się denerwować, więc zaczęłyśmy ją rozśmieszać i powoli ciśnienie z niej opadało. Około piętnaste pojechałyśmy do kościoła. Ślub się powoli zaczynał. Weszłam do środka. Leo był światkiem od pana młodego. Przywitałam się z nim i stanęłam na swoim miejscu. Kościół był już wypełniony po same brzegi. Mo stał obok swojego przyjaciela i delikatnie się trząsł. Próbowałam wysłać mu miły uśmiech, ale chłopak był skoncentrowany na wejściu. W końcu zagrał marsz weselny i przez długi korytarz przeszła Kasia w pięknej sukni. Po jakimś czasie ksiądz zaczął mówić długie regułki, a w odpowiedziach usłyszał Tak. Wyszliśmy z kaplicy po prawie dwóch godzinach. Pojechaliśmy na salę. Najpierw pierwszy taniec młodej pary, potem świadkowie i pełno zabawy. W końcu usiadłam z Łukaszem przy stole. Obok nas siedziała Marcysia z Wojtkiem. Wyszliśmy na parkiet w czwórkę. Zaczęłam powoli kołysać się z Łukaszem. Odwróciłam się i przy drzwiach zobaczyłam Mario z Anną. Dziewczyna była w bardzo obcisłej sukience i miała zaokrąglony brzuch. Cały czas kleiła się do Gotzego. Jemu to nie pasowało, ale nie chciał tego pokazać. Modliłam się tylko, żeby Marcysia tego nie zobaczyła. Spojrzałam na nią. Wojtek wychylił się za nią, powiedział jej coś na ucho, wychylił ją i pocałował. Dziewczyna zaczęła się śmiać, a Mario dostawał szału. Właśnie o to im chyba chodziło. Skończyły się piosenki, a my usiedliśmy przy stole. Marcysia pociągnęła Wojtka za sobą i poszli gdzieś. Mario poszedł za nimi, a Ann podreptała za nim jak mały piesek za nowym właścicielem.
__________________________________
Jeszcze kilka rozdziałów i się żegnamy :) Przepraszam, że długo nie pisałam, ale mam czas dopiero teraz i jestem chora, więc nie wyszło tak jakbym chciała :C Wybaczcie liczne błędy i powtórzenia, ale jestem tak chora, że nie ogarniam jak się co piszę i nie mam siły czytać tego kilka razy. Poprawię się :)
Jestem dumna z LM :) Było bardzo dobrze panowie, teraz odpoczywajcie!