środa, 31 lipca 2013

Epilog

EPILOG

Od wypadku minęło dokładnie dwanaście miesięcy. Stałam przed oknem z kubkiem herbaty. Widziałam jak na podjazd wjeżdża pięć ciemny niemieckich samochodów. Obok mnie stała Sara, powoli ją podniosłam i poszłam otworzyć z nią drzwi.  Najpierw weszła Marcysia z Mario Nie widzieliśmy się od dawna, ale to przez to, że obydwoje wyjechali do Monachium. Założyli tam swoje "gniazdko". W między czasie zdążyli pokłócić się jeszcze trzy razy, ale znowu się zaręczyli i po woli przygotowują się do ślubu. Przywitałam się z nimi ciepłymi całusami w policzek i weszli do środka.Obok nich była Daria i Marco.Na nieszczęście Daria poroniła swoje pierwsze dziecko, ale Marco był przy niej i teraz chcą założyć normalną rodzinę. Kupili razem dom na obrzeżach miasta, mają dużego psa i powoli układają plany na powiększenie rodziny.  Następna była Kasia i Moritz. Dziewczyna była jeszcze piękniejsza niż kiedy wyjechała z polski. Zmieniła się i w końcu jej kariera przybrała tempa. Teraz już nie musi prosić o to, aby ktokolwiek chciał jej zrobić zdjęcie do portfolio, teraz każdy chce ją mieć w swoim albumie prac. Moritz? Chociaż też dawno się nie widzieliśmy, bo też razem wyjechali z Dortmundu to czuć w nim Dortmundzki zapał. Podobno planuje wrócić tu na stałe, chociaż jego los był zawsze strasznie zawiły. Potem weszła para Lewandowskich. Ania szła z małymi siatkami, natomiast Robert z modnym nosidełkiem. No właśnie ich córeczka była piękna. Chociaż miała dopiero 3 miesięce, widać było po niej, że pójdzie w ślady rodziców i zostanie małym sportowcem. Anka swoją przyszłość połączyła z Dortmundem, założyła szkołę walki i Robert, po wielkich spekulacjach na temat jego odejścia do innego klubu, postawił wielki wykrzyknik, kiedy wybiegł na boisko w ostatnim meczu i strzelił cztery gole. Ostatni gol wywołał u wszystkich falę zachwytu, a Lewy pokazał koszulkę z napisem "To dla Ciebie Piszczu!". Za nimi od razu stała Patrycja i Mats Hummelsowie. Ich synek kończył prawie roczek i był strasznie podobny do mamy i taty. Para miała kilka zgrzytów, ale jeżeli oni by się nie dogadali to nikt na świecie by nie mógł. Najzgodniejsza para na świecie. Na nich można się wzorować mówiąc, że gdzieś na świecie jest druga połówka.Kiedy już chciałam zamykać drzwi, zobaczyłam Błaszczykowskich niepośpiesznie idących w moją stronę. Oliwia od razu wbiegła i przywitała się z Sarą. Natomiast ich mały synek, który skończył roczek uprzejmie uśmiechał się z ramienia taty. Przywitałam się z nimi i wszyscy usiedli na miękkich sofach w dużym pokoju. 
- Już tak dawno nie widziałem się z Łukaszem- zaczął Mario.
-Jak my wszyscy- odpowiedziała mu Ania.
-No tak, ale wy macie bliżej- wytłumaczył się. 
-Kamila, gdzie on jest?- spytała Kasia. 
-Nie lubię jak się tak tajemniczo uśmiechasz!- warknęła Marcysia. 
-Poczekajcie!-  jęknęłam i weszłam po schodach na górę. Po kilku minutach zeszłam ze schodów. 
-Zrzucisz go ze schodów na wózku?- spytał Mats. Gdyby wzrok umiał zabijać to właśnie teraz Hummels leżał by na podłodze zabity sześcioma różnymi spojrzeniami. Kiedy tylko Moritz chciał uderzyć Matsa, z ostatniego stopnia schodził Łukasz. Wszyscy byli w szoku. Chociaż jak można nie być w szoku. Lekarze nie dawali mu szans na wstanie z łóżka, a on właśnie przeszedł schody i to sam. Pocałowałam go w policzek, a praktycznie wszyscy go od razu otoczyli.
-Ty stary byku! Chodzisz!- krzyknął Kuba

-Kto tu jest starym bykiem?- spojrzał na niego. Wszyscy zaczęli się śmiać, praktycznie zapominając, że w pomieszczeniu jest trójka małych dzieci. 
-Stary kocham cię!- krzyknął Marco, właściwie to wszyscy krzyczeli. Każdy coś innego. Wszyscy byli zadowoleni. Pf.. Byli zachwyceni tym stanem. 
[...]
Siedzieliśmy w pokoju. 

-To dzięki Tobie tak się wszystko potoczyło.- Łukasz odgarnął kosmyki włosów i delikatnie mnie pocałował w policzek. 

-Wiesz, że najważniejsza jest prawdziwa miłość- uśmiechnęłam się do niego. 



Superpuchar Niemiec nasz  <3 



________________________________________________________________________


Koniec,a więc kochani

Dziękuję kilku osobom, które zawsze były przy mnie jak pisałam ten blog.    Dzięki, którym ten blog właściwie powstał.

Ostatnie zdanie to przetłumaczenie na polski nazwy bloga, wiem, że niektórzy chcieliby, żebym pisała dalej ten blog, ale fabuła nie była chyba bardzo rozbudowana i jakoś nie wiem czy by was nie nudził. Zastanawiam się nad założeniem bloga, ale musiałabym wymyślić nową fabułę itp. Jeżeli chcielibyście, żebym was poinformowała czy założę tego bloga, to napiszcie do mnie na twitterze (@SwagFromKlaudia)
Z całego serca dziękuję za tyle miłych komentarzy od was. Dziękuję osobom, które wchodziły tu codziennie i nie mogły doczekać się następnego rozdziału. Mam nadzieje, że blog wywoływał chociaż czasami na waszych twarzach uśmiech, zadumę czy nawet łzy (mam nadzieję, że to mniej). Czasami może się za dużo działo, ale mój mózg się za bardzo naprężał. Nie będę się tłumaczyć, bo pewnie nikt nie przeczyta tego do końca, więc ostatnie zdania. Ostatni raz napiszcie mi jak wam się podobał ten blog, czego się spodziewałyście, a czego nie. Mam nadzieje, że zostawicie po sobie jakiś znak. 
Dziękuję wam wszystkim i do następnego czytania.
wasza Holiwood. xxx

piątek, 5 lipca 2013

32: Koniec


Rozdział 32
Wstałam. Praktycznie nie wiem jak to się stało, że obudziłam się we własnym łóżku. Obok spał Łukasz, był cały w różowych odciskach ust. Spojrzałam na niego i próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z tego ślubu. Jedyne co można powiedzieć to to, że Niemcy i Polacy razem umieją się bardzo dobrze bawić. Poszłam do kuchni. Przejechałam ręką po drzwiach i zawróciłam do pokoju Marcysi. Delikatnie zapukałam i weszłam do środka. Na łóżku były trzy osoby. Wojtek, Mario i Marcysia. Chwilę ogarniania obrazka przede mną i wybuchnięcie perlistym śmiechem nie było najlepszym pomysłem. Wszyscy wstali na baczność. Wyszłam z pokoju z wielkim uśmiechem na twarzy. Po śniadaniu siedzieliśmy jeszcze chwilę w kuchni. W końcu Wojtek wyszedł i po kilkunastu minutach ciągnąć za sobą wielką walizkę kierował się do wyjścia.
-Dzięki za gościnę. Mam nadzieje, że się jeszcze kiedyś zobaczymy. No i trzymajcie się- uśmiechnął ujmującym sposobem i poszedł do drzwi. Marcysia szła za nim.
-Dobrze, że wszystko się wyjaśniło- uśmiechnęła się do niego.
-Też się cieszę, jak będziesz chciała jeszcze kiedyś przez niego płakać, to dzwoń do mnie, przemówię my do rozumu.- przytulił dziewczynę.
-Okej, jak dolecisz to zadzwoń czy wszystko okej- pocałowała go w policzek, zamknęła za nim drzwi i wróciła do nas. Tak jak można było przepuszczać. Zakochana para nawet po wielkiej kłótni się pogodzi i to w ich przypadku bardzo dobrze się sprawdzało. Wszystko sobie wyjaśnili i dalej gruchali jak gołąbki.

*kilka dni później*
Zerwałam się z łóżka. Znowu mi niedobrze. Pobiegłam do łazienki, obmyłam twarz zimną wodą i wróciłam do łóżka. Łukasz leżał na łóżku z uśmiechem na twarzy, a obok szafy stała wielka walizka z logiem klubu i trochę mniejsza obok. 
-Cześć mój skarbie!- powiedział i wyszczerzył się. 
-Hej- cmoknęłam go w policzek. 
-Nie chce jechać.- powiedział i złapał moje dłonie. Jego ciepło, którym zawsze wszystkich obdarowywał delikatnie przechodziło do mnie. 
-Wrócisz za trzy dni- szepnęłam 
-Wrócę- zaznaczył i przytulił się do mnie. Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki. I przypomniałam sobie jak się spotkaliśmy. Jak pierwszy raz weszłam na stadion i go zobaczyłam. Wcisnęłam głowę w jego tors. 
-Musimy jechać- przerwał nam Reus, wchodząc do pokoju. -Kamila, potem ty weźmiesz mój samochód. Ok?- spytał. Pokiwałam głową. Ruszyliśmy. Jechałam ja, Daria, Łukasz i Marco. Dojechaliśmy na stadion. Zebraliśmy się w stałym punkcie. Trener stał i omawiał coś z kierowcą. 
-Chłopcy mam złą wiadomość.- powiedział- Będziemy musieli jechać czterema małymi autokarami.
-Trenerze!- krzyknęli niezadowoleni. 
-No, nie moja wina, że wielki gruchot się rozwalił.- powiedział. -Kamila pomożesz mi ich rozdzielić, prawda?- spojrzał się na mnie i wręczył mi listę. 
-No to pierwszym autokarem pojadą Roman, Mitchell, Zlatan, Marc, Neven, Mats, Oliver, Chris, Patrick, Felipe, Marcel, Sebastian, Robert. Drugi to Moritz, Łukasz, Marco, Mario, Kuba i lekarze. Trzeci Sven, Illkay, Ivan, Kevin, Mustafa, Marvin, Leonardo, Julian i masażyści. Ostatni jest tylko dla trenerów, sztabu szkoleniowego i sponsorów.- zaznaczyłam kto jest w jakim autokarze i oddałam listę. Podeszłam do Łukasza i wspięłam się na palce, żeby go pocałować. 
-Kocham Cię- szepnął, zawinął rękę na moich biodrach i mocno mnie pocałował. 
-Ja Ciebie też.- uśmiechnęłam się do niego. Wróciłam do Kasi i Marcysi. Widziałyśmy jak cztery autokary odjeżdżają spokojnie z parkingu. Jak głupie machałyśmy im chwilę i zaczęłyśmy się zbierać do powrotu do domu. Wsiadłam do samochodu Marco i odpaliłam. Cichy pomruk silnika spowodował, że poczułam się nieswojo w tak dobrym aucie. Wyjechałam na drogę prowadzącą do domu. Daria coś do mnie mówiła, ale ja myślałam nad tym, żeby bezpiecznie dojechać do domu i nad swoim samopoczuciem. 
-Kamila jestem w ciąży.- powiedziała. Spojrzałam na nią. 
-Co? Jak to? 
-Trzeci miesiąc. Ciąża. Nie wiem jak to, po prostu- cały czas na nią patrzyłam. -Kamila! Stój!- wrzasnęła. Szybko nacisnęłam pedał hamulca i wyhamowałam kilka centymetrów przed samochodem przed nami.
-Przepraszam- powiedziałam cicho i ruszyłam znowu. W kilka minut dojechałyśmy do domu. Usiadłam na kanapie. Zakryłam twarz dłońmi.
-Kamila co się stało?- spytała Kasia siadając obok mnie. 
-Coś jest nie tak z moim zdrowiem.- powiedziałam cicho i przytuliłam się do niej. 
-To tylko stres kochanie!- odgarnęła kosmyki włosów. Włączyłam telewizję. Leciały jakieś wiadomości. Potem miał być Borussia.tv i  pokazane jak jadą w autokarach.  Siedziałam skulona, kiedy zaczął się program. Kilka wywiadów z zeszłego tygodnia, skróty meczów i w końcu autokary. Jechali dosyć szybko. Cztery małe autokary jechały przez autostradę za sobą. Nagle jeden zachwiał się w lewo i przejechał przez barierki wpadając w rów wypełniony drzewami, krzewami i jakąś inną roślinnością. Krzyknęłam.
-Matko! Który to był autokar!- trzęsłam się. Przerwali transmisję. Dziewczyny stały za mną. Ania i Agata też tam były. Złapałam telefon, wykręciłam numer do Łukasza.
jeden sygnał..... drugi sygnał....... trzeci sygnał..... Tutaj poczta głosowa, proszę zostawić wiadomość. Kolejna próba, ale z takim samym efektem. Kilkadziesiąt prób. Ania zadzwoniła do Roberta. On odebrał. Tak to drugi autokar. Cholera, cała nasza piątka tam była. Zaczęłam płakać. Dziewczyny też. 
-To przeze mnie, ja ich rozsadzałam.- krzyknęłam. 
-Kamila!- zaciągnęła Marcysia i położyła rękę na moim barku.. Siedziałyśmy jeszcze chwilę jak opętane. 
-Co mamy zrobić?- spytała drżącym głosem Agata. 
-Musimy do nich jechać.- powiedziałam
-Ale nawet nie wiemy gdzie są. - dopowiedziała Kasia. Usłyszałam dźwięk telefonów, Kasi, Marcysi i Agaty. Mój był cicho. Odebrały w tym samym momencie. Chwilę rozmawiały. Nie chciałam słuchać o czym,  skupiłam się na swoim telefonie. 
-Moritzowi nic nie jest, wsiadł do autokaru z trenerami i pojechał na miejsce, żeby tam poczekać na resztę.- powiedziała Kasia. 
-Mario jedzie z Marco do szpitala. Nic im nie jest, ale nie wiedzą co z resztą.- dodała Marcysia. 
-A Kuba?- spytała błagalnie Agata 
-Mówię, oni nie wiedzą co z resztą.- dodała. Nagle mój telefon zadzwonił. Odebrałam. 
-Halo? 
-Kamila. Łukasz jest w szpitalu w Witten. Kuba jest z nim-powiedział Jurgen i się rozłączył. 
Siedziałam cicho. Najgorsze przeczucia, ale co ja miałam wtedy myśleć. Widziałam wypadek własnego narzeczonego. Powiedziałam Agacie, że są obydwoje w szpitalu. Wzięłyśmy taxi i jechałyśmy. Płakałam, ona też. Przez godzinę drogi nakręcałyśmy się na płacz jeszcze bardziej. W końcu dojechaliśmy. Taksówkarz powiedział, że mamy się do niego odezwać jak ochłoniemy, a za podwózkę chce tylko biletu na mecz. Wbiegłam do szpitala. Kuba siedział na korytarzu trzymał na ręce wielki bandaż. Agata do niego podbiegła i zaczęła go przytulać. Szukałam Łukasza. Czekałam, aż wyjdzie zza jakiegoś rogu, uśmiechnie się i powie "Kamila? Co tu robisz?", ale nikt nie wychodził, nie było go. Kuba wymusił radość na mój widok, ale w jego oczach był widać smutek. 
-Gdzie jest Łukasz?- wrzasnęłam. 
-Pani Kamila?- spytał lekarz
-Tak, to ja- powiedziałam dygocząc. 
-Pan Łukasz ma przebitą stopę. W najgorszym przypadku nie będzie mógł chodzić. Ma kilka ran ciętych, kilka zadrapań i pęknięte żebro. Siedział w najgorszym miejscu. Podaliśmy środki usypiające, żeby nie cierpiał.- wypowiedział 
-Mogę do niego wejść?- spytałam 
-Tak, Tylko pan Łukasz jest strasznie słaby i nie wiadomo czy się obudzi- lekarz powiedział to bez emocji. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać, weszłam do sali. Leżał na łóżku, taki bezbronny, nieświadomy, a może świadomy. Poobijany. Podeszłam do niego i złapałam go za dłoń. To ciepło, którym wszystkim obdarowywał, zniknęło. Nie ma. Po prostu leży i nic. 
-Przepraszam kochanie, to moja wina. To ja Cię tam posadziłam- łzy spłynęły po moim policzku.- To przeze mnie nie będziesz mógł chodzić. Matko tak bardzo Cię przepraszam. Wszystko Co robię zawsze źle się kończy. Przynoszę Ci pecha. Nie chciałam.- wyłam i ocierałam łzy z policzków. Usłyszałam dzwonek telefonu. 
-Halo?
-Cześć Kamila, Tu Ewa. Co z Łukaszem?- spytała 
-Hej. Wiesz podobno źle. Jestem u niego, ale nic do mnie nie dociera. Nic nie mogę sobie przypomnieć.-żaliłam się. 
-Kamila. Trzymaj się. Będzie dobrze, ten gnojek ma szczęście. Zadzwonię później jeszcze.-pożegnała się i rozłączył. Zostałam z nim sam na sam. Widziałam jak powoli, z trudem podnosi klatkę piersiową. Ta cała aparatura do niego podłączona, raziła. Przejechałam palcem po jego policzku. 
-Kocham Cię.- szepnęłam, zacisnęłam wargi. Siedziałam u niego. Patrzyłam jak powoli przywołuje do siebie  życie. Agata weszła do sali. 
-Kamila, chcesz coś do jedzenia? Siedzisz tu już pięć godzin bez niczego. 
-Mam jego.- powiedziałam 
-Kamila- powiedziała matczynym głosem. 
-Na razie mi wystarczy. Nie mogę go zostawić. To moja wina, rozumiesz?! 
-To nie jest Twoja wina
-Ja go wpisałam w ten autokar
-Robiłaś to z listy- broniła mnie przed samą sobą. 
-To i tak moja wina.- oparłam się o ścinę.
Spojrzałam na zegarek. Dokładnie była 22.02. Spojrzałam na niego. Przejechałam ręką po jego policzku. Wtedy delikatnie otworzył oczy. 
-Kamila-szepnął- nie mogę się ruszyć- zakryłam usta dłonią. Co mam mu teraz powiedzieć, "Tak wiem kochanie, już nie wrócisz do swojego zawodu, bo najprawdopodobniej nie będziesz chodzić?!" 
-Zawołam lekarzy- jęknęłam. Cały szpital praktycznie wszedł i sprawdzał stan jego nogi, kręgosłupa i rąk. Biedny chłopak nie wiedział co się dzieje. Nikt nie wiedział. Modliłam się, żeby wszystko się udało.
_________________________________________________

To chyba ostatni rozdział na tym blogu. Kończę z pisaniem. Pewnie spytacie dlaczego? Ponieważ wiem, że piszę słabo, a nie chcę zmuszać kogokolwiek do czytania słabych wypocin. Może będę tworzyć coś w zeszytach, ale raczej nie wyjdzie to na zewnątrz. Oczywiście dodam jeszcze epilog, który definitywnie zakończy ten blog. Mam nadzieje, że taka historia was nie zmęczyła, bo może była banalna.
No cóż.. zostawię na później wzruszające teksty.
Holiwood. xx 


Mario w Bayernie, a mi pęka serce </3 
Piszczu zdrowiej :** 




środa, 29 maja 2013

31: -Dziecko Kuby..

Rozdział 31

Poszłam do sypialni, Łukasz leżał i przeglądał jakąś książkę. -Dziecko Kuby- przerwałam, a on podniósł się i na mnie spojrzał- ma się dobrze! Jest zdrowe i silne, po ojcu- wyszczerzyłam się. Chłopak odetchnął z ulgą, w końcu to dziecko jego przyjaciela. Położyłam się obok niego, a on pocałował mnie w czoło. Wiedział, że to lubię i za każdym razem to wykorzystywał. -Wiesz może na jakiej zasadzie Wojtek tu przyjechał- zapytałam znienacka. -W jakim sensie na jakiej zasadzie?- odgarnął moje włosy z twarzy- No, że jak mu się udało tu przyjechać, przecież sezon się nie skończył - A no to, Wojtek miał kontuzję jakąś i nie grał chwilę i dwa tygodnie ma jeszcze zwolnienie i chyba wziął wolne- odpowiedział Piszczu. -Myślisz, że on idzie z Marcysią na ślub Kasi?- przejechałam palcem po torsie mojego narzeczonego. -Chyba tak- uśmiechnął się.
**
Marcysia weszła do domu wpychając walizkę z dosyć dużą siłą, za nią szedł Wojtek. Tak odkąd przyjechali do nas trzy tygodnie temu, tydzień byli u nas i później dwa tygodnie w Londynie. Związek na walizkach. -Hej- powiedziałam wychylając się z kuchni. 
-Siema- warknęła Marcysia
-Co się stało?- spojrzałam na nią  -Nic, po prostu Mario mnie denerwuje znowu zaczął do mnie wydzwaniać, on nie zrozumie, że chce sobie ułożyć życie?- spojrzała na mnie. -Wiesz, może trudno mu się z tym pogodzić- odpowiedziałam. -Chyba go nie bronisz?- spojrzałam błagalnie na Wojtka.- Nie, nie bronię. Chciałam Ci humor poprawić- uśmiechnęłam się. -Nie wyszło- wywróciła oczami i poszła do pokoju. -Przygotowany na ślub Moritza?- spojrzałam na Szczęsnego, a on usiadł przy wysepce. -Chyba tak- odpowiedział. -chyba?- włożyłam talerze do szafki - Bo ten ślub jest jutro o szesnastej tak?- zapytał -W kościele, msza się zaczyna o szesnastej- powtórzyłam - To raczej gotowy, idę do Marcysi- uśmiechnął się i pociągnął za sobą dwie walizki. Zadzwoniłam do Kasi. -Jak przygotowania?- spytała -Wszystko gotowe, teraz leżę w łóżku i odpoczywam przed jutrem- powiedziała z podekscytowaniem w głosie. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, skończyłyśmy, kiedy Łukasz miał wychodzić na trening, podszedł do mnie. -Nie chcesz ze mną jechać?- zawinął ręce na moich biodrach i delikatnie pocałował w policzek. -Chętnie-uśmiechnęłam się do niego. -Będzie Santana- odsunął się ode mnie.- To z nim porozmawiam- odwróciłam się do niego. W jego oczach malował się trochę dziwny obraz. Jakby bał się, że zaraz się obudzi i nie będzie wiedział gdzie jest. Poszłam do sypialni i wzięłam torebkę. Odkąd Marco z nami mieszkał nasze mieszkanie wyglądało jak bar dla piłkarzy. Codziennie o dwunastej wychodziła stąd chmara podobnie ubranych, z wielkimi torbami na ramieniu, mężczyźni w dobrych humorach. Zamknęłam drzwi i Łukasz złapał mnie za rękę. Robił to często, ale teraz przeszły mnie dreszcze i rozlało się miłe uczucie, które skutkowało bladym rumieńcem na twarzy. -Wyglądasz słodko jak się zawstydzasz- powiedział i delikatnie pocałował. Zeszliśmy na dół i po kilkunastu minutach przetransportowaliśmy się na stadion. Szłam z nim przez chwilę, potem on poszedł się przebrać, a ja ruszyłam w kierunku murawy. Sztab szkoleniowy siedział na ławkach i coś omawiali. -Dzień dobry- przywitałam się z nimi i usiadłam na trybunach.  Trening się zaczął. Na początku dziesięć kółek. Za każdym razem jak przebiegali w grupie przede mną, każdy robił jakąś głupia minę, że nie mogłam powstrzymać uśmiechów. Marco wystawiał język, Kuba wyciągał uszy i otwierał buzię, Piszczu wysyłał buziaki, Robert udawał, że się przewraca, Moritz robił szpagat w powietrzu, Roman rzucał się na murawę, Kevin otwierał oczy i naciskał na nos. Jedynie Mario biegał za nimi wszystkimi przykładając się do każdego kółka, aby było perfekcyjnie okrągłe i żeby przebiegać w jak najlepszym stylu, ale widać po nim było, że jest w złym stanie. Rozegrali mecz, podania, dryblingi i koniec treningu.Stanęłam przy szatni. Powoli wszyscy wychodzili. W końcu wyszedł Santana i za nim Łukasz. 
-Hej, Felipie- zaczęłam- Chciałam z Tobą pogadać- uśmiechnęłam się do niego, a on przeszedł na moją prawą stronę. -No więc?- spojrzał na mnie i na Łukasza- Pamiętasz jak kiedyś..- próbowałam przeciągnąć- W tedy co Cię pocałowałem. To po pierwsze nie wiedziałem, że jesteś z Piszczkiem, a po drugie to był zakład- wytłumaczył się - Zakład?- warknął Łukasz -Stary uspokój się, wiesz polka w Niemczech to jakieś trofeum- odsunął się od nas. -Łukasz chodź- pociągnęłam go za ramię, chłopak wyglądał jakby miał zaraz swojego kolegę rozszarpać. 
***
Obudziłam się o dziewiątej. Poszłam do łazienki zrobić szybki makijaż, przebrałam się w dres, złapałam sukienkę i pobiegłam do samochodu. Po kilku minutach dojeżdżałam już do domu Moritza. Otworzyła mi Kasia z wałkami na głowie. -Jak zawsze perfekcyjna- zaśmiałam się, a ona dała mi sójkę w bok. Po kilku godzinach przyjechała do nas Marcysia, Daria i Patrycja. Przygotowywałyśmy się do ślubu powoli, ale starannie. Około trzynastej byłyśmy już gotowe. Siedziałyśmy chwilę, Kasia zaczęła się denerwować, więc zaczęłyśmy ją rozśmieszać i powoli ciśnienie z niej opadało. Około piętnaste pojechałyśmy do kościoła. Ślub się powoli zaczynał. Weszłam do środka. Leo był światkiem od pana młodego. Przywitałam się z nim i stanęłam na swoim miejscu. Kościół był już wypełniony po same brzegi. Mo stał obok swojego przyjaciela i delikatnie się trząsł. Próbowałam wysłać mu miły uśmiech, ale chłopak był skoncentrowany na wejściu. W końcu zagrał marsz weselny i przez długi korytarz przeszła Kasia w pięknej sukni. Po jakimś czasie ksiądz zaczął mówić długie regułki, a w odpowiedziach usłyszał Tak. Wyszliśmy z kaplicy po prawie dwóch godzinach. Pojechaliśmy na salę. Najpierw pierwszy taniec młodej pary, potem świadkowie i pełno zabawy. W końcu usiadłam z Łukaszem przy stole. Obok nas siedziała Marcysia z Wojtkiem. Wyszliśmy na parkiet w czwórkę. Zaczęłam powoli kołysać się z Łukaszem. Odwróciłam się i przy drzwiach zobaczyłam Mario z Anną. Dziewczyna była w bardzo obcisłej sukience i miała zaokrąglony brzuch. Cały czas kleiła się do Gotzego. Jemu to nie pasowało, ale nie chciał tego pokazać. Modliłam się tylko, żeby Marcysia tego nie zobaczyła. Spojrzałam na nią. Wojtek wychylił się za nią, powiedział jej coś na ucho, wychylił ją i pocałował. Dziewczyna zaczęła się śmiać, a Mario dostawał szału. Właśnie o to im chyba chodziło. Skończyły się piosenki, a my usiedliśmy przy stole. Marcysia pociągnęła Wojtka za sobą i poszli gdzieś. Mario poszedł za nimi, a Ann podreptała za nim jak mały piesek za nowym właścicielem. 
__________________________________


Jeszcze kilka rozdziałów i się żegnamy :) Przepraszam, że długo nie pisałam, ale mam czas dopiero teraz i jestem chora, więc nie wyszło tak jakbym chciała :C Wybaczcie liczne błędy i powtórzenia, ale jestem tak chora, że nie ogarniam jak się co piszę i nie mam siły czytać tego kilka razy. Poprawię się :)



Jestem dumna z LM :) Było bardzo dobrze panowie, teraz odpoczywajcie! 

i takie o to pożegnanie napisałam dla Mario przed finałem Ligii Mistrzów no i nie widział, ale może kogoś to ucieszy :)
i want to say goodbay my little Mario :) 



środa, 15 maja 2013

30: "Nikt nie będzie nas za to rozliczał"

Rozdział 30
*perspektywa Marcysi*
Wysiadłam z samolotu. Dźwignęłam torbę i wyszłam na wielkie lotnisko. Przy wyjściu stal Wojciech Szczęsny i Łukasz Podolski, ten drugi trochę mnie zaskoczył, bo przecież nie z nim będę miała wywiad.-Marcelina?- spytał bramkarz-tak-uśmiechnęłam się do niego.-Jestem Wojtek Szczęsny, a to jest Łukasz Podolski-przedstawił-Tak, siedzę trochę w nożnej, wiec was kojarzę.-Ty nie byłaś przypadkiem z Gotze?- spytał Niemiec-Byłam- podkreśliłam czas przeszły i zacisnęłam wargi, popuszczając delikatne łzy- Łukasz ty zawsze znajdziesz moment!- upomniał kolegę i przytulił mnie. Jego zapach rozrywał moje nozdrza. Nie miął podobnego zapachu do Mario, ten był ostry, albo przyjemny.-Dzięki- uśmiechnęłam się do bramkarza i spojrzałam na Podolskiego, był trochę zszokowany. -Jedziemy?- spytałam-Odwieziemy Łukasza do domu i potem mam się Tobą zająć -powiedział zadowolony z sytuacji Wojtek.-Jestem dużą dziewczynka, daje sobie rade.- No dobra, ale jest już ciemno i późno, nie chce, żeby coś Ci się stało- pokazał szereg białych zębów. Łukasz złapał moją torbę i ruszyliśmy do samochodu. Szczęsny był jednym z tych piłkarzy którym sława uderzała do głowy. Najnowsze samochody, najdroższe rzeczy, ale on mógł sobie na to pozwolić. Wjechaliśmy w jakieś uliczki, zatrzymaliśmy się i Poldi wysiadł.-Chcesz spać w hotelu czy u mnie?- spytał-Jak masz dla mnie sypialnie to mogę u Ciebie- uśmiechnęłam się do niego-Jakaś się znajdzie.- cofnął z piskiem opon. Jechaliśmy kilkanaście minut. Całą drogę rozmawialiśmy, Wojtek nie poruszał tematu Mario i ja nie chciałam do tego wracać. Rozmowa nam się kleiła w najlepsze, po kilku minutach miałam wrażenie, że znam go od urodzenia. Wjechaliśmy do garażu i powoli wchodziliśmy po małych schodkach do jego domu. -Chodź pokażę Ci Twoją sypialnie- złapał ode mnie torbę i obdarował mnie nonszalanckim uśmiechem. Posłusznie ruszyłam za nim. W końcu otworzył białe drzwi, a moim oczom ukazał się mały pokój przytulnie urządzony. –Te drzwi to łazienka, na dole kuchnia i salon, a obok masz mój pokój- pokazywał wszystko starannie.-Okej, dzięki. Mogę się iść umyć, bo dzisiaj ciężki dzień miałam- zaczęłam szukać jakiś rzeczy do spania. -Ręczniki masz w takiej małej szafce pod umywalką- powiedział i wyszedł z pokoju. Wyciągnęłam swoją piżamę, ale to było treningowa bluzka Mario i nic więcej. Spojrzałam na koszulkę. Pokręciłam głową i wepchnęłam ją w torbę jak najgłębiej, żeby jej nie widzieć. Wyszłam z pokoju i cicho zapukałam do drzwi obok.-No?- usłyszałam-Hej, Nie masz może jakiejś koszulki dla mnie do spania, bo ja mam jedną, ale nie chcę w niej spać.- wymusiłam uśmiech. Szczęsny zeskoczył z łóżka i podszedł do wielkiej szafy. Podał mi bluzkę ze swoim napisem. –To jakiś kompleks piłkarza, że zawsze dajecie meczowe bluzki z nazwiskami dziewczynom?- spojrzałam na niego.-Nie no po prostu była pierwsza z brzegu- zakłopotał się.-Dobra, dzięki- uśmiechnęłam się i weszłam do łazienki. Zawinęłam się w ręcznik i spojrzałam na bluzkę leżącą na moich rzeczach. Dziwne uczucie ubierać bluzkę, praktycznie nowo poznanego chłopaka i to jeszcze po tak mocno raniącym zakończeniu związku. Wyszłam z łazienki i szybko podreptałam do sypialni. Zawinęłam się w kołdrę i zasnęłam. Następnego dnia obudziłam się o dziesiątej. Poszłam do łazienki umyć twarz, zrobić lekki makijaż, wróciłam do pokoju i przebrałam bluzkę i ubrałam krótkie spodenki. Włączyłam laptopa i zadzwoniłam do Kamili.-Hej-  uśmiechnęłam się. Na ekranie pojawił się Kamila,Łukasz, Moritz, Kasia, Marco, Kuba, Robert, Ania, Agata, Daria, Mats, Patrycja.-Siema- wszyscy krzyknęli-Więcej was nie było?- spytałam-Czy to jest sypialnia Szczęsnego?- spytał Robert--Tak, bo on mnie przenocuje- odpowiedziałam.-Zawołaj go- wszyscy krzyknęli.-Dobra- wyszłam z pokoju i zapukałam do sypialni.-Hej, gadam właśnie z Lewandowskim i tak jakoś nie chcesz się dołączyć?- spytałam-Z Robercikiem? Oczywiście, że chce. Zaraz przyjdę- uśmiechnął się, a ja wróciłam do pokoju.-Zaraz przyjdzie- powiedziałam-Miałaś zadzwonić jak dolecisz!- powiedziała Kamila.-Wiem, ale ja doleciałam o 23, nie chciałam was budzić- do pokoju wszedł Wojtek, przywitał się ze wszystkimi i zaczął rozmowę.***-Marcysia, zadzwonię do Ciebie za pół godziny, bo coś mi się tnie- powiedziała Kamila i się rozłączyła. Wojtek spojrzał na mnie. -Co się stało, że nie jesteś już z Mario?- chciał spytać od początku.-Zdradził mnie- odsunęłam laptopa od siebie.-Przyłapałaś go?- spojrzał na mnie-Pół świata go przyłapało-obtarłam łzy z policzków. -Nie płacz- przytulił mnie.- Nie musisz się z nim widzieć, na razie- wytarł łzy z moich policzków. Usłyszałam dźwięk Skypa. Odwróciłam się i odebrałam.-No Kamila! –zaczęłam- Mario?- odsunęłam się od komputera.-Marcysia, chcę Ci tylko to wytłumaczyć.- spojrzałam na niego, łzy same zaczęły cisnąć się do oczu. Psychika sama zaczęła się bronić. Impuls. Złapałam Wojtka, zaczęłam go całować. Sam się tego nie spodziewał, ale się przyłączył. Jego ręką powędrowała do mojej bluzki. Powoli chciał ją ściągać. Spojrzałam kątem oka na ekran laptopa. Mario patrzył, ale potem się rozłączył. Zamknęłam laptopa i wysunęłam się spod bramkarza. -Przepraszam- poprawiłam bluzkę.-Nie masz za co.- uśmiechnął się.- Dzisiaj ten wywiad?- spojrzał na mnie.-Tak- odpowiedziałam.-To zbieraj się, pojedziemy do klubu- Szczęsny wyszedł z pokoju, cisza, której nigdy nie lubiłam. Wzdrygnęłam się. Zeszłam na dół, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do klubu.-To jest Łukasz Fabiański, a Podolskiego już znasz- zaśmiał się.-Cześć, Jestem Marcelina- podałam mu rękę. Usiedliśmy w jakimś pomieszczeniu i zaczęliśmy wywiad. 
*** 
-Dzięki, fajnie się z wami wywiady przeprowadza- uśmiechnęłam się do nich. -Teraz idziemy do baru?- spytał Fabiański-Ty Łukasz nie pijesz!- zaznaczył Wojtek.-Chętnie poszłabym do baru- puściłam mu oczko.-Już jest dziewiętnasta, to możemy iść- powiedział Szczęsny. Wróciliśmy do jego mieszkania, żeby zostawić jakieś rzeczy i się przebrać. Około dwudziestej wychodziliśmy na „imprezę”. Weszliśmy do baru. -Moim celem jest się dzisiaj mocno upić- szepnęłam do Wojtka.-Dobra- odpowiedział, usiedliśmy przy barze i powoli zaczęliśmy opróżniać coraz większe szklanki  drinkami. Po dwunastym drinku zakręciło mi się w głowie. Tak byłam już pijana i to bardzo mocno. Zaczęłam tańczyć z Wojtkiem na parkiecie. On też sobie drinków nie żałował. Było już grubo po pierwszej w nocy kiedy Fabiański nas zgarnął do domu. Wypuścił nas przed domem Szczęsnego. Szliśmy powoli, chwiejąc się i śmiejąc ze wszystkiego co nas otaczało. Oparłam się o drzwi. Bramkarz je otworzył i wpadliśmy do środka. Powoli ściągnęłam buty. Szłam po schodach na górę. Chłopak stał za mną. Stanęłam na samym szczycie schodów. Spojrzałam na niego. Dwa razy próbował wejść po schodach i dwa razy z nich zjeżdżał. Pociągnęłam go za rękę. Wciągnął się na piętro i leżał na mnie. Pijany człowiek to nie ten rozważny. Spojrzał w moje oczy i zaczął delikatnie całować. Normalnie każda dziewczyna by się wyrwała, ale nie w takim stanie. Odpłacałam mu się tym samym. W końcu natura zrobiła swoje, wbiegliśmy do sypialni. Zrobiliśmy To. Potem urwał mi się film. Obudziłam się rano. Leżałam na nagim torsie Wojciecha Szczęsnego. Zawinęłam się kołdrę i usiadłam na fotelu naprzeciwko łóżka. Przerażenie, oszołomienie tak to te dwie wspaniałe przyjaciółki teraz przyszły. Wojtek się obudził, zakrył drugą kołdrą, podniósł się.-Czemu płaczesz?- spytał-Wiesz, nie chciałam , żeby to się tak potoczyło- odpowiedziałam mu ścierając łzy z twarzy-Ja też nie, ale tak wyszło-Tak wyszło?- krzyknęłam-Ja Cię do łóżka na siłę nie ciągnąłem- zaprotestował-To moja wina?- spojrzałam na niego.-Jesteśmy dorośli, nikt nas z tego nie będzie rozliczał-Tylko, że ja kocham Mario i z innym facetem nie chciałam iść do łóżka-On Cię zdradził, ja ostatnio rozstałem się z dziewczyną, to psychika nie my- próbował usprawiedliwić i siebie i mnie. –a poza tym, nie podobało Ci się?- ruszył brwiami.-Wojtek..- spojrzałam na niego i mimo wolnie wybuchłam śmiechem-No widzisz- Wystawił język. -Odwieziesz mnie dzisiaj na lotnisko?- zakryłam się szczelniej kołdrą-Jak chcesz to tak- odpowiedział. Spojrzałam na niego. Wymacałam telefon i zobaczyłam wiadomości. W pierwszej przesłanej informacji było zdjęcie jakiejś gazety, zablokowany numer nie znałam go. Wielki napis. "Mario Gotze bierze ślub z modelką!" Spojrzałam na to i zaczęła płakać, hm. może bardziej ryczeć. Wojtek się podniósł na rękach i spojrzał na mnie. -Co jest mała?- chciał wyjść z łóżka. -Mario bierze ślub- wyjęczałam między łkaniem. Bramkarz wstał, przeniósł mnie na łóżko i zakrył kołdrą. Poszedł się ubrać. -Zrobię Ci śniadanie- szedł do drzwi. -Wojtek! Chodź tu-pokazałam na łóżko obok. -a śniadanie? - spytał -Chodź, proszę- otarłam łzy. Szczęsny położył się obok, a ja delikatnie wtuliłam się w jego tors. Czułam jego ciepło, perfumy połączone w potem i alkoholem. Głaskał mnie po włosach. Był typem faceta, który wie jak zaopiekować się kobietą. Zawsze wydawał mi się takim rozpieszczonym gwiazdorem, a był miłych, sympatycznym, uczuciowym chłopakiem. Nagle dostałam furii, zaczęłam płakać, bo wszystkie chwilę z Mario przewijały się jak szalone. Wszystko mi się z nim kojarzyło.-Nie płacz, mała, nie płacz- odsłonił moją twarz z włosów- Był dupkiem, że tak Cię potraktował- spojrzał mi w oczy. -ale był opiekuńczy, dupek!-warknęłam. Chłopak przetrzymał moje policzki i badał każdy centymetr mojej twarzy. -Zaopiekujesz się mną?- spojrzałam na niego, przy nim impulsy były czymś normalnym, ale w końcu trzeba nie bać się impulsywnych zdań. -Oczywiście, że tak- przytulił mnie. 
***
*Oczami Kamili*
W sklepie byłam ja, Daria, Ania, Agata i Patrycja czekałyśmy przed przebieralnią i patrzyłyśmy, aż Kasia wyjdzie w białej sukni. Pani Hummels siedziała na kanapie i przeglądała gazetę.-Dziewczyny, patrzcie na to- odwróciła do nas gazetę. Spojrzałam przez ramię. -Mario Gotze bierze ślub?!- warknęłam, a za mną Ania i Daria. -Co on odwala?-jęknęła Patrycja. Wtedy z przymierzalni wyszła Kasia. Jej suknia była.. olśniewająca. Na samej górze miała koronkowy gorset, a na dole dosyć dużą ilość tkaniny. Spuszczonej na kole, co powodowało, że bardo ładnie wyglądała. Agata wstała. -Dziewczyny, chyba się zaczęło- jęknęła -Co się zaczęło?- spytała Kasia i wszystkie odwróciłyśmy się do pani Błaszczykowskiej. -To się zaczęło!- krzyknęła i pokazała na brzuch. Wepchnęłyśmy Kasię do przebieralni i zadzwoniłyśmy po pogotowie. Agata zaczęła ciężej oddychać. Patrycja w dużo niższej ciąży przypomniała sobie wszystko. Karetka przyjechała po kilku minutach. Zabrali ją, a my jak szalone popędziłyśmy samochodami do szpitala, jeszcze w międzyczasie, któraś wpadła na pomysł, że dobrze by było powiedzieć Kubie, że jego żona rodzi. Stałyśmy w szpitalu i czekałyśmy na cokolwiek. Kuba, Łukasz i Robert wbiegli chwilę później niż my. -Jestem Kuba Błaszczykowski, moja żona rodzi- zachowywał mało spokoju. -Proszę za mną- uśmiechnęła się do niego pielęgniarka i zniknęli w korytarzu.-Co robiłyście, że porów wywołałyście?- podszedł do mnie Łukasz. -ale śmieszne- powiedziałam z ironią, wspięłam się na palce i cmoknęłam go w policzek. Czekaliśmy jakieś kilka godzin, kiedy z sali wyszedł Błaszczykowski na jego twarzy malował się strach i radość w jednym. -Co jest?- spytał Lewy -Mam syna- uśmiechnął się, a Łukasz i Robert go obskoczyli- Tylko wcześniak i jest bardzo słaby, trzeba czekać- dodał. Przytuliliśmy go. Przerwał nam mój telefon. -Halo?-Hej, tu Marcysia.Dzwonię od Wojtka. Jesteśmy na lotnisku możesz po nas przyjechać?- spytała -Jak od Wojtka i jesteś na lotnisku?- upewniałam się -no tak-Dobra, to ja będę za 20 minut, bo jestem w szpitalu- chciałam się rozłączyć. -Jak w szpitalu?- powiedziała-Powiem Ci jak się zobaczymy- wsadziłam telefon do torebki i pojechałam z Łukaszem na port lotniczy. Przejechaliśmy nawet wcześniej, niż mówiłam. Marcysia i Wojtek podeszli do nas i wsiedli do samochodu. -Siema Piszczu- przybili piątkę. -Powiedz mi co z Agatą- domagała się Marcysia-No Agata rodziła- powiedziałam-Nie za wcześnie?- spytała-no, za wcześnie, ale miejmy nadzieje, że będzie dobrze.-uśmiechnęłam się. Pojechaliśmy do mieszkania.-W końcu w domu- zaśmiała się dziewczyna. -No, bo u mnie byłaś tak długo- odpowiedział jej Wojtek.-Jesteście głodni?- spytałam -Trochę- odpowiedzieli równo i zaczęli się śmiać. Stałam z Łukaszem, byłam w szoku. Marcysia się szybko "pocieszyła" po związku. Usiedliśmy do kolacji i zaczęliśmy jeść. Tak to prawda, pierwszy raz rozmawiałam z Wojtkiem, ale os razu wydał się być miły, chociaż trochę narcyzowaty. Jednak czerwonowłosa dziewczyna, chyba lubiła takich biorąc pod uwagę jej byłego. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, Łukasz poszedł otworzyć. Było słychać małą kłótnię pomiędzy nim, a kimś jeszcze. Wyszłam do niego.-Co się dzieje?- spytałam. W drzwiach stał Mario.  -Wpuść mnie- wybełkotał. -Nie- odpowiedział mu. Mario przepchnął się przez drzwi i wbiegł do jadalni. Wojtek trzymał Marcysię za rękę i o czymś rozmawiali. -Marcysia!- krzyknął Mario. Dziewczyna odwróciła się ze strachem w oczach. -A ty to niby kto?- spytał podchodząc do Szczęsnego. -Przepraszam?- spytał bramkarz wstając. Między nimi było co najmniej  20 centymetrów różnicy wzrostu. -Kim jesteś, że dotykasz moją dziewczynę?- warknął-Chyba byłą- weszła pomiędzy nich Marcysia-Załatwimy to inaczej- powiedział Mario i zaczął się szykować, żeby zacząć bić się z piłkarzem Arsenalu.-Wyjdź!- warknęłam -Nie wyjdę, zanim się nie rozprawię z tym gnojkiem!-odepchnął mnie, a Łukasz od razu się wściekł. -Jak to jest pierdolić czyjąś laskę?- Mario zaczął rzucać się do Wojtka. Marcysia zaczęła płakać. -Pewnie gorsze uczucie, niż sprawianie, żeby taka dziewczyna płakała! Serio, uważasz, że ona- pokazał na zapłakaną kobietę obok- że ona powinna płakać przez Ciebie? To ty pierdolisz każdą na boku, a potem próbujesz wrócić do dziewczyny, która Cię kochała, bo myślisz, że ona będzie dla Ciebie zawsze! Mylisz się! Marcysia jest teraz ze mną i postaram się, żebyś nigdy w życiu jej nie zobaczył!- wykrzyczał Wojtek. Mario stał z otwartą buzią. Chyba pierwszy raz ktoś do niego przemówił dość ostrymi słowami. -Zawsze będę mógł ją zobaczyć!- próbował złapać dziewczynę za rękę, ale ona schowała się za Szczęsnym. -Marcysia? Wolisz zostać z nim?- jęknął Mario. Zapewne właśnie teraz targały nią największe emocje, przecież Wojtka znała dopiero trzeci dzień, a z Mario już dużo przeżyła. Nie odpowiadała, stała i patrzyła w jeden punkt-Odpowiedz mi, do cholery jasnej! - warknął.-Nie krzycz na nią!- wtrącił się Łukasz. -Dobra. Mam jeszcze jedno pytanie. Spałaś z nim?- spojrzał na dziewczynę. -Co to za pytanie?! Chyba oczywiste, że... -Tak- przerwała mi Marcysia. -Szybko się pocieszyłaś..- powiedział zawiedziony -Co do cholery? Kto jak kto, ale ty mi nie powinieneś robić wyrzutów w tym kierunku. To nie ja Cię zdradziłam, nie dawałam na lewo i prawo. Nie oszukiwałam Cię! Rozumiesz! -Nie oszukiwałaś.- powtórzył -Kochałam Cię, ale cholernie mnie zraniłeś, więc wyjdź z tego pierdolonego domu, bo nie mam ochoty na Ciebie patrzeć!- wykrzyczała, wywalając go za drzwi. Staliśmy nadal w kuchni, wszystko mnie zszokowało. Nie wierzyłam co się działo. Wojtek przytulił Marcysię, właściwie to cieszyłam się, że jest kto ją przytulić. Zaczęłam sprzątać po posiłku. -Kamila..- usłyszałam jej głos -Słucham?- podniosłam głowę. -Przepraszam.- jęknęła -Nie masz za co- uśmiechnęłam się do niej. Przerwał mi telefon. Dzwoniła Ania. -Hej, Wiemy już co z dzieckiem Błaszczykowskiego- powiedziała cicho, nie mogłam wyczuć jej uczuć. ___________________________________________________________No to rozdział o wszystkim. Trochę namieszałam, trochę dałam długi, trochę zjebałam?Jesteś tu skomentuj. Nie motywujecie mnie w ogóle :C Zjebała mi się czcionka, nie mogę naprawić= przepraszam :(


HOLIWOOD xx
 


piątek, 10 maja 2013

29: "Młody jest niech korzysta z życia"

Rozdział 29. 
Wchodziłam właśnie do swojego gabinetu, kiedy niejaki Ronaldo przebiegł przede mną.
-Hej- uśmiechnął się.
-Cześć?-spytałam niepewnie.
-Zabrałem Mesutowi spodenki i bieliznę- rzucił szybciej wymienionymi ciuchami we mnie.
-Słucham?- jęknęłam.
-Trzymaj- krzyknął i uciekł.
-Kamila, kochanie!-usłyszałam za sobą głos Łukasza, schowałam dolną część stroju za plecy.
-Hej- uśmiechnęłam się.
-Co tam masz?- spytał wychylając się zza moje ramię.
-Nic- ściągnęłam usta
-Przecież widzę- pociągnął moją rękę- Czy to są spodenki Realu, dziesiątka?- warknął
-No to Ronaldo mi to dał.- powiedziałam
-Majtki Ozila Ci dał?- patrzył na mnie ściągając brwi.
-Znowu jesteś zazdrosny?- spytałam
-A powinienem?
-Nie!- krzyknęłam
-To czemu się tak bronisz przed tym całym Ozilem?- warknął
-Jesteś głupi jeżeli myślisz, że mogłabym Cię kiedykolwiek z kimś zdradzić!- rzuciłam w niego ciuchami i weszłam do gabinetu.
-Kamila, nic takiego nie powiedziałem!- uderzył w drzwi.
-Wiem co pomyślałeś!- krzyknęłam
-Nie wiesz!- otworzył drzwi, złapał mnie za ręce i przytulił.-Kocham Cię- zaczął całować.
-Ja Ciebie też- uśmiechnęłam się.
-Pierwsza kłótnia w pracy?- zapytała Emma wychylając się zza parawanu.
-Jaka tam kłótnia, tylko szybka wymiana zdań- odpowiedział jej Łukasz.
-My z Romanem różne inne rzeczy robiliśmy na przeproszenie- puściła oczko do mojego narzeczonego.
-Nie namawiaj go- przerwałam im jedno znaczne spojrzenia.
-Młody jest niech korzysta z życia
-HA! Słyszałaś- złapał mnie za biodra.
-Zostawić was na chwilę?- spytała
-Nie-jęknęłam
-Tak- w tym samym czasie powiedział Łukasz
-Idź na trening! Widzimy się później.- powiedziałam, pocałowałam go i ruszyłam do swojego stanowiska.
-Trzymam Cię za słowo- uśmiechnął się.
-Idź już- zakręciłam kółka oczami.
Zamknęły się drzwi, a ja wróciłam do swoich obowiązków. Siedziałam i uzupełniałam diety i bilanse. Włączyłam komunikator i od razu Kasia do mnie napisała. Obgadywałyśmy plany ślubu i co jak przygotować. Zleciał cały dzień. Łukasz jak zawsze czekał, aż skończę. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
-Pamiętasz ten wybryk Santany?-spytał
-Tak, a co?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-Wiesz dlaczego to zrobił?
-Nie, nie rozmawiałam z nim o tym.- odpowiedziałam.
-Może warto z nim to wyjaśnić.- uśmiechnął się.
-Jutro z nim o tym pogadam, minęło z kilka dobrych miesięcy już.-ziewnęłam.Łukasz stanął przed kamienicą, ruszyliśmy na górę. Stanęłam przed drzwiami i szukałam kluczy w torebce. Zza ściany było słychać wiązankę  krzyków, niemieckich przekleństw i pełno obraźliwych słów. Nacisnęłam na klamkę i było otwarte. Weszliśmy do środka. W dużym pokoju na kanapie siedział Mario, a dalej stała Marcysia cała zapłakana.
-Nie chcę Cię widzieć gnojku! Wyjdź stąd!- krzyczała
-Dlaczego nie dasz sobie wytłumaczyć?- pytał błagalnie
-Co masz mi tłumaczyć, może chcesz opowiedzieć jak to jest pieprzyć każdą laską na boku co?!-zasłoniła twarz rękoma- Mario wyjdź, nie chcę Cię widzieć. -zaczęła się trząść
-Mar.. - zaczął
-Wypierdalaj stąd Gotze!- warknęła, chłopak spojrzał na nią, spuścił głowę i ruszył do drzwi. Stałam z Łukaszem jeszcze chwilę, załadowując w myślach co się przed chwilą stało.
-Marcysia, kochanie. Co się stało?- podeszłam do niej i przytuliłam ją.
-Ten dupek..- łkała- Znaczy Ania powiedziała mi, że widziała go z jakąś dziewczyną.
-Wiesz, że go wiedziała to nic nie znaczy- podałam jej chusteczki.
-Właśnie to jak ich widziała to znaczy.- powiedziała i pobiegła do pokoju. Łukasz usiadł obok mnie. Przytuliłam się do niego.
-Myślisz, że co jej zrobił?- spytałam
-Nie wiem kochanie. To jest Mario- pocałował mnie w czoło.
-No, ale przecież zawsze mówił, że planuje z nią przyszłość, to by ją zdradził?- spytałam
-Nie wiem, kochanie naprawdę- odpowiedział. Położyłam głowę na jego ramieniu, a na kanapę wskoczył kot. Spojrzał na nas i ułożył się na kolanach Łukasza. Po chwili dosiadła się do nas Daria i Marco.
-Mamy sprawę- powiedziała Daria
-No?-spytałam
-Bo Marco ma teraz remont w mieszkaniu i czy mógłby się na jakiś czas wprowadzić do nas?
-Jak się pomieścicie u Ciebie w sypialnie to czemu nie?-uśmiechnęłam się.
Łukasz pod głosił telewizor.
"Młody piłkarz Borussii Dortmund, Mario Gotze jest znany z otaczania się pięknymi kobietami. Przed ostatnie cztery miesiące był widywany z dziennikarką sportową Marceliną, tajemniczą polką, jednak ostatnie dnie spędza z ex dziewczyną. Mario został przyłapany na kilkukrotnych wychodzeniu z jej apartamentu w jej uściskach. Czyżby to koniec związku Polsko-Niemieckiego? "
Spojrzałam na Łukasza, Darię i Marco. Poszłam do Marcysi.
-Mogę?-uchyliłam drzwi. Leżała na łóżku i płakała w poduszkę.
-Wchodź- podniosła się delikatnie.
-Powiesz mi coś, co się stało?- spytałam
-Ale co mam Ci powiedzieć?-spojrzała na mnie błagalnie.
-Co Ania widziała- lekko się do niej uśmiechnęłam i usiadłam obok niej.
-Widziała ich w sklepie, jak się obściskują.-jęknęła, każde słowo wbijało szpilkę w jej serce.
-Może da się to jakoś wytłumaczyć?- uśmiechnęłam się do niej.
-Bronisz go?- warknęła
-Nie, po prostu nie wierzę, że tak sobie by mógł Cię zranić. Przecież Cię kocha i wiązał z Tobą przyszłość.
-A jednak- wstała z łóżka i zaczęła pakować rzeczy
-Co robisz?- spytałam
-Jutro mam być w Londynie. Mam przeprowadzić wywiad z Polakami z Arsenalu. Nie chcę myśleć o nim.- złapała jego bluzę z szafy,zakryła dłonią oczy. Spojrzałam na jej telefon.
-Dzwoni, odebrać?- spytałam
-Możesz.- ścisnęła wargi.
-Halo?- odebrałam.
-W końcu odebrałaś. Kochanie proszę Cię daj mi wytłumaczyć-jęczał do telefonu.
-Mario, tu Kamila. Marcysia nie chce z Tobą rozmawiać.
-Powiedz jej, że to nie tak jak wygląda
-Mario, trzeba było pomyśleć nad tym wcześniej
-Kamila, pomóż mi- łkał do telefonu.
-Płaczesz?-spytałam, spojrzałam na Marcysię, patrzyła na mnie.
-Bo mi na niej zależy.
-Cholera, Gotze to powiedz jej to! Wytłumacz- powiedziałam, rozłączyłam się i odłożyłam telefon.
-Zawieziesz mnie na lotnisko?- spytała
-Polecisz w takim stanie? Wiesz, że teraz nikt nie da Ci spokoju- powiedziałam
-Dlaczego?- jęknęła
-Bo było o was w wiadomościach
-Nie ma nas, trudno kiedyś będę musiała wyjść.- Zapięła torbę
-Kiedy wracasz?- spojrzałam na nią
-Nie wiem, jak ochłonę. Może za cztery dni, może za tydzień- Spakowała laptopa, notatki, ładowarki i wzięła głęboki wdech.
-Idę po Łukasza- wyszłam z pokoju. -Piszczu, będziemy musieli Marcysię na lotnisko zawieźć- położyłam ręce na jego ramionach.
-Gdzie ona jedzie?- spytała Daria
-Do Londynu, na wywiady-uśmiechnęłam się.
-Dobra zawieziemy ją, ale potem jedziesz do mnie- pocałował mnie w dłoń.
-Wezmę rzeczy tylko. - wpakowałam do torby jakieś ciuchy na jutro. Po kilku minutach jechaliśmy na lotnisko. Marcysia dzielnie przeprawiła się przez tłumy ludzi z aparatami.
-Zadzwoń jak dolecisz.- powiedziałam i przytuliłam ją.
-zadzwonię- uśmiechnęła się.
Weszła na odprawę, a ja z Łukaszem ruszyliśmy do samochodu.
-Teraz do mnie?- spytał z uśmiechem na twarzy.
-Głowa mnie boli- zaczęłam szukać w torebce jakiś tabletek przeciwbólowych.
-Mam przeciwbólowe w schowku- powiedział.
-Przezorny zawsze ubezpieczony-uśmiechnęłam  się.
-Oczywiście, Mario do mnie dzwonił- powiedział
-Tak? Co chciał?- żebym powiedział mu gdzie jedzie Marcysia
-Powiedziałeś?- spytałam
_____________________
Dłuższy :)))))))
Marcysia chce mnie pewnie teraz zabić.
Jesteś tu?czytasz= skomentuj. :)
Teraz będzie pewnie mało czasu na wszystko, bo koniec roku, ale co tam. 

10 komentarzy i wleci następny  :)))))))) 

Klopp nie zabijaj ich :D 

piątek, 3 maja 2013

28: -A Ty Łukasz bez kaca?

Rozdział 28 

Trzymałam Łukasza pod rękę i próbowałam trafić kluczykiem w zamek. 
-Kamila.. ale wiesz jak ja Cię kocham?- pytał 
-Stary, wiadomo, że wie- powiedział Mario i zjechał po ścianie. Otworzyłam drzwi i wszyscy wpadli do mieszkania. Marcysia spadła na podłogę, na nią Mario, a na nim leżał Moritz,  na samej górze Kasia. Łukasz rozpędził się i chciał przeskoczyć przez nieidealną kanapkę, kiedy poślizgnął się na dywanie i wpadł na Kasię. Marcysia krzyknęła z bólu i próbowała się wyczołgać z ponad 100 kilogramowej masy. Łukasz zszedł chwiejnym krokiem, po tym Kasia, Moritz. Każdy wszedł do tak jakby swojego pokoju. 
-kochanie, rozepniesz mi zamek od sukienki?- spytałam, chłopak podszedł do mnie i rozpiął. Delikatnie pocałował mnie w szyję. 
-Wyjdź za mnie- szeptał do ucha.
-Chętnie, ale jesteś pijany.- powiedziałam i poszłam do łóżka. Piszczu wszedł pod kołdrę i przytulił się do mnie.
***
Siedziałam w kuchni i dopijałam kawę. Łukasz podszedł do mnie od tyłu. Zaczął mnie całować po szyi, a jego ręce zjeżdżały po moim brzuchu i do wewnętrznych części ud.
-A Ty Łukasz bez kaca?-spytała Kasia wchodząc do kuchni. 
-Nie- odpowiedział. Mario miał największego kaca z nas wszystkich. Wszedł do kuchni i zabrał wielką butelkę wody po czym na naszych oczach wypił ją całą. 
-Dzisiaj macie trening?- spytała Marcysia 
-Nie, mamy tylko przebiec cztery kilometry i Jurgen będzie to sprawdzał- powiedział Łukasz. 
-Jak ja mam to przebiec?- jęknął Mario 
-Trzeba było tyle nie pić- uśmiechnęłam się do niego i poszłam do pokoju. Leżałam na łóżku i czytałam książkę. Łukasz do mnie przyszedł i zaczął całować po dłoniach. 
-Co robisz?- spytałam odkładając książkę.
-Całuję
-Dlaczego?
-Nie wiem
-Ok- zaśmiałam się 
***
-Łukasz, oddaj mój stanik!- warknęłam 
-Jak dostanę całusa- wystawił język
-Z gołym biustem po pokoju nie będę biegać 
-Podobało by mi się to- powiedział 
-Chodź tu!
-Nie- upierał się, rzuciłam w niego poduszką. 
-No chodź!-jęknęłam Piszczu rzucił się na łóżko i znowu zaczął mnie całować. 
-Kolejny raz?- spytałam 
-Tak
-Kto tak na Ciebie działa, że tyle razy pod rząd możesz?
-Ty- zaczął jeszcze zachłanniej całować.
***
Leżałam na jego torsie. I zawijałam nasze palce. 
-Kochanie, serio chcę, żebyś za mnie wyszła- powiedział. Spojrzałam na niego. 
-Chciałbym, mam dla Ciebie coś- wyciągnął się do spodni i zaczął szperać w kieszeniach. 
Wyciągnął małe pudełeczko i otworzył je przede mną. 
-To jak?-spytał 
-Tak- uśmiechnęłam się do niego, a on założył na mój palec złoty pierścionek. -Wiesz inaczej sobie wyobrażałam swoje zaręczyny- szepnęłam. 
-Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli- uśmiechnął się.
Zawinęłam się bardziej w kołdrę. Moritz wbiegł do pokoju razem z Kasią. 
-Mamy termin ślubu!- krzyknęli. 
-Jak to?-spytałam 
-No dogadaliśmy się w kościele- powiedziała Kasia. 
-Czyli teraz będziemy się przygotowywać do Waszego ślubu.- uśmiechnęłam się do niej. 
-i do naszego- dodał Łukasz
-Co?- spytała niepewnie Kasia 
-No to- pomachałam jej pierścionkiem przed oczami. 
-Kiedy wy?- spytał Moritz 
-Przed chwilą-zaśmiałam się 
-Romantycznie- dodała. 
-Inaczej- powiedział Łukasz.
-Dobra, dobra- zaśmiał się drugi chłopak. 
-Kamila, trochę jesteś nieubrana, ale chcę, żebyś była moją druhną- powiedziała Kasia. 
-Ojeju kochanie moje!- krzyknęłam i przytuliłam się do niej. 
-Przecież zawsze mówiłyśmy, że będziesz kimś ważnym na moim ślubie- uśmiechnęła się. 
-No, ale przyjaciółką. Nie spodziewałam się tego.- Do pokoju wszedł Mario, Marcysia, Daria i Marco. 
-Jesteś trochę nieubrana- zauważył Mario
-Mario chcesz nagrodę jakąś za to?- spytałam 
-Nie, wystarczy, że ściągniesz niżej kołdrę. 
-Mario uważaj sobie!- warknął Łukasz. 
-Co tak stajesz w obronie swojej dziewczyny?- spytał 
-Narzeczonej fajfusie!- zaśmiał się. 
-CO?-krzyknęła cała czwórka i rzucili się na łóżko. 
-O matko!- jęknęłam  
________________________________________________________
Tyryryryryry :DDDD
Kurde nie podoba mi się. Teraz będę wciskać najwięcej wątków, ważnych wątków, bo nie chcę was zanudzić. :C WIEM, ŻE NUDZĘ :C Czytasz?=skomentuj ładnie proszę :D 


JESTEŚMY W FINALE!! 



piątek, 26 kwietnia 2013

27: Batman?

Rozdział 27
*kilka tygodni później* 
-Łukasz! Pośpiesz się!- warknęłam i poprawiłam swoją jasną sukienkę.
-Już idę- zbiegł ze schodów w garniturze.
-Daria?! Marcysia!- krzyknęłam. Posłusznie wyszły ze swoich pokoi. Marcysia w pięknej kreacji, jeszcze poprawiała włosy. Daria w bardzo dopasowanej lejbie* wyglądała olśniewająco. Zeszliśmy do taxi i ruszyliśmy do kościoła. Kasia stała z Moritzem, Anią, Robertem, Kubą, Agatą, Marco, Mario i Marcelem. 
Przywitałam się z nimi i czekaliśmy na Nuriego, żeby wejść do kościoła. 
Kasia miała na sobie piękną jasną sukienkę, Ania i Robert współgrali strojami, a Agata w swojej kreacji wyglądała prześlicznie. Weszliśmy do kaplicy. Zajęłam miejsce obok Łukasza i Romana. Jeszcze chwilę czekaliśmy na rozpoczęcie. Kościół był pięknie przystrojony. Spojrzałam na Piszczka. Uśmiechnął się do mnie i złapał moją rękę. W końcu pokazał się Mats w dobrze dopasowanym garniturze. Uśmiechał się do nas, nagle organista zaczął grać marsz weselny i na progu pojawiła się Patrycja. Wszyscy wstali. Dziewczyna szła dumnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Miała piękną koronkową suknię, która opięła jej delikatnie zaokrąglony już brzuch. Włosy miała spięte w staranny kok, a makijaż lekki prawie niewidoczny. Właściwie to była najpiękniejsza. Jej tata "oddał" ją w ręce Matsa. I zaczęła się msza. Wszyscy byli tak przejęci, że kiedy padły te kluczowe słowa "TAK" to uronili łzy. Nawet Jurgen, który przecież nie jest na pierwszym ślubie "BVB" też się popłakał. Spokojnie daliśmy im prezenty, kwiaty i ruszyliśmy wielkim autobusem na wesele. Sala była piękna, właściwie to co tu nie było piękne?! Każdy elementy grał z następnym co powodowało, że miał to klimat. Para została przywitana przez rodziców i po chwili zatańczyli pierwszy taniec. Później tylko zabawa.
***
Wszyscy już weseli zabrali się za oczepiny. Mats ściągnął muchę, usiadł na krześle, a dookoła niego stanęło około 30 mężczyzn. Oczywiście Moritz, Marco, Mario, Łukasz i Lewy nie mogli się opanować i zachowywali się jak dzieci. Poleciała muzyka, a mężczyźni, jeżeli można ich tak nazwać ruszyli w kółko. Kręcili się, kręcili, kręcili i w końcu stop. Muzyka przestała grać, a Mats wyrzucił muchę. Moritz złapał ją u góry. Pobiegł przez tłum facetów, omijając ich w swoim stylu. Przeskoczył przez dwa krzesła, przecisnął się pomiędzy stolikami i podbiegł do Kasi rzucając się na kolana, jak po strzelonym golu. Objął jej nogi i zaczął pokazywać nagrodę. Trochę przerażona dziewczyna, uśmiechnęła się do niego i pocałowała go w czoło. Wodzirej krzyknął, że teraz kobiety. Patrycja usiadła na krześle. Jakby nie było śmiesznie, to Mats miał ściągnąć podwiązkę z jej uda z zamkniętymi oczami. Po kilku (..nastu) minutach dziewczyna dostała podwiązkę, a reszta panienek stanęła dookoła jej. U niej wcale nie było ich mniej. Stałam obok Darii i Kasi. Muzyka start. Bawimy się! Szłyśmy powoli.. powoli.. zrobiłyśmy około trzech kółek i muzyka się zatrzymała. Patrycja wyrzuciła podwiązkę prosto w Marcysię. Wszyscy zaczęli klaskać. "Nowa Młoda Para" usiadł obok siebie. Marcysia złapała za nadgarstek Moritza i w tym momencie z sali doszedł donośny głos.
-Uważaj z tą ręką tam!- krzyknął Gotze. Wszyscy zaczęli się śmiać. Jako, że złapali fanty to musieli razem zatańczyć jeden taniec.
"To teraz możemy bawić się na całego!" -krzyknął wodzirej i tak się stało.
***
-Łukasz, chodź. Idziemy do domu- pociągnęłam go za rękę. Chłopak zachwiał się na nogach, ale wstał. Mario nie miał tyle szczęścia i poleciał za Łukaszem, robiąc mu cień.
-Batman? Jesteś tu?- krzyknął Łukasz. Marco był jedyny, który aż tak się nie upił i pomógł mi przetransportować Łukasza, Mario, Moitza, Kasię, Darię i Marcysię do samochodu. Pojechaliśmy do mieszkania.
_____________________________________
Patrycja! W końcu! :DDD Trochę zamieszanie teraz i bardzo źle się czułam, ale zaraz prawie 2 tygodnie wolnego, więc jako tako odpocznę i poprawię oceny. Jakoś niedługo serio będę kończyła tego bloga, ale zacznę pisać o "historii w Hiszpanii" niedługo pewnie wstawię tam prolog i tam będą się rzadziej pojawiały rozdziały, ale mam nadzieję, że będą bardziej dopracowane. No to czytasz?=skomentuj.. Serio to pomaga, a się nie udzielacie w ogóle :C Smutno mi przez was. 
xxx
 
Dziękujemy Gotze za tyle lat z nami, ale boże złamałeś mi serduszko :(
i zrezygnowałeś z takiego Marco??!!